Po przerwie świątecznej witam ponownie w wątkach historycznych.
Dzisiaj będzie prawione nt. ćwiczenia z wojskami czyli
Ćwiczenie było typowym PiFPafem czyli Partnership for Peace, graliśmy scenariusz zbliżony do Kosow/Irak. Polegało to na patrolowaniu nieprzerwanie NFZ, która była usytuowano niedaleko wyspy Oland.
Zadaniem Host Nation było umilanie nam życia na wszelkie możliwe sposoby. Scenariusz nie był jakimś wyzwaniem, cała zabawa polegała na współpracy w międzynarodowym środowisku, z jak najbardziej możliwym przestrzeganiem tzw. Procedur NATO. Przy tej okazji kraje nie członkowie NATO usilnie podpytywały nowych NATO Nations, w jakim stopniu NATO pomogło nam w integracji ze strukturami sojuszu. Bardzo namolni w tych podjazdach byli Szwedzi i Finowie, jak widać chyba ich wystraszyliśmy bo ani jedni ani drudzy nie przyłączyli się. W trakcie ćwiczenia, of coz, miało miejsce dużo sandbagów z której to opcji i ja skorzystałem
. Nie byliśmy tam jedynymi użytkownikami smokerów, nasi bracia po sojuszu zza zachodniej granicy również wzięli udział. Dlaczego o tym wspominam, ano dla tego, że zachowali się jak na niemca przystało, mianowicie pewnego razu stwierdzili, że Polacy nie są zbyt dobrze przeszkoleni w procedurach i, że właściwie to powinniśmy być podłączeni do PiFPafuf. Cała sprawa oparła się o ExDirectora i lekko trącała swądem. Suma sumarum okazało się, że fasz ... znaczy się koledzy z Niemiec, mieli pretensję o to, że zbyt mało misji przypada im w udziale a nam za dużo. Podkreślić trzeba fakt, że np. Szwedzi, Finowie i jeden rodzynek, Austryjak, co to na SQ Exch. był u Szwedów, stanęli murem i powiedzieli, że sto razy wolą z Polakami latać na CAP niż z niemiaszkami. Prawdą jest, że lataliśmy sporo i siakoś tak jako nielicznym udawało nam się cokolwiek w tym powietrzu złapać. Pamiętam jak dziś jak podmieniając na CAPie Szwedów na Gripenach, przez radio życzyli nam szczęścia bo ta strefa to jakaś porażka i nic w nią nie chce wlatywać, a jako MC praktycznie jeszcze przed osiągnięciem BE wysłałem towarzyszących nam Finów, na Hornetach, na interwencję. Ćwiczenie wniosło niewiele do naszego doświadczenia NATOwskiego, ponieważ z racji PfP musiało zostać okrojone ale cośmy się olatali to nasze.
Z przyjemniejszych spraw, miałem okazję dogłębnie poznać Viggena który okazał się zarąbiastą furą, jak na tamte lata to był po prostu super wypas!
Z większych fauli to ... odpalenie gaśnicy podczas hangar party przez jednego ze Szwedów, impra bardzo szybko się skończyła, a klient już następnego dnia iskał renifery w najdalej na
północ wysuniętej bazie Svenska Flygvapnet.
Fotki jak fotki, analogowe, kilka tylko ustrzelonych pierwszym kompaktem cyfrowym Canona. Nie było, z racji obciążenia, czasu na focenie (latało nas tylko pięciu więc codziennie full load).
01. W drodze do Szwecji cel Ronneby i pozdrowienia dla chłopaków z EPBD.