Kolejny wypad na "ryby" juz jest historią. Wypad na totalnym spontanie, szybka akcja i jedziemy do Marsia, choc pogodowo nie wygląda to najlepiej. Początkowo plan był taki aby pofoci w dwóch sesjach porannej i popołudniowej ale wieczorem na naradzie decydujemy że sesję poranna trzeba odpuscić, prognoży dają nam jakies szanse na godziny popołudniowe. Zapada męska decyzja startujemy o 14.
Poranek faktycznie lekko przygnebiajacy i rzut oka na prognozy pogody jeszcze bardziej przygnebia, okno pogodowe ma sie pojawić ok 18 - 20
Jedziemy! Niestety pogoda dalej nie rozpieszcza ale na horyzoncie pojawiaja sie pierwsze przejaśnienia, więc humory od razu idą w górę.
Płyniemy. Nie wiadomo jak i skąd, ale jeszcze dobrze nie poustawialiśmy sprzetu a tu "cyk" i pierwsze branie a po nim nastepne i jeszcze jedno, szkoda tylko że szaro i światła niewiele. Widać przynajmniej że dzis na brak ptasich atrakcji narzekać nie bedziemy. Po około pół godzinie pomału zaczyna przebijac sie światełko, coraz mocniej, coraz bardziej i tak ma już pozostac do końca, do fantastycznego finału, gdzie żółte światło zachodzącego Słońca odbija się na skrzydłach Bielików, które tego dnia nadlatują na nas z każdej strony i towarzyszą nam praktycznie przez cały czterogodzinny rejs.
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
Bonus