Zainspirowany okładką nurka (zasłużone gratulacje) sięgnąłem po marcową Polskę Zbrojną i na jednej z rozkładówek zauważyłem podkład w postaci fotki z wyrzutni pocisku balistycznego Titan II. Spieszę donieść, że SPFL też tam było. Bo i nigdzie indziej być nie mogło. Z 54 wyrzutni tego pocisku ostała się tylko lokalizacja nr 571-7 w Sahuarita, na południe od Tucson w Arizonie, którą przekształcono w ogólnodostępne muzeum. Resztę, na mocy porozumień rozbrojeniowych, zlikwidowano za pomocą ładunków wybuchowych i buldożerów. Aktualnie modne są próby odkrywania pozostałości po wyrzutniach, które organizują zapaleńcy po uprzednim wykupieniu gruntów. Trochę sprzętu tam podobno pozostało. Nie opłacało się na przykład demontować awaryjnych generatorów prądu.
Muzeum z kolei prezentuje (np. rosyjskim satelitom) stan wyrzutni pozbawiony funkcjonalności - z na wpół otwartą i trwale unieruchomioną pokrywą wyrzutni, która uniemożliwia start pocisku. A jest co unieruchamiać. Titan II to (był) najpotężniejszy pocisk balistyczny w arsenałach USA z głowicą termojądrową o mocy 9 megaton, która w 35 min dolatywała na odległość 10 tys.km.
Muzeum standardowo zwiedza się w grupach w odstępach godzinnych. Ja miałem to szczęście, że akurat w tym okienku czasowym, w jakim się pojawiłem w Sahuarita byłem jedynym zwiedzającym. A że byłem zza dawnej żelaznej kurtyny i z racji wieku nie trzeba mi było tłumaczyć różnicy między wojnami gwiezdnymi panów Lucasa i Reagana, obaj przewodnicy byli wyjątkowo pomocni. Konkluzja z tych rozmów była jedna - pociski spełniły swoją rolę czego dowodem jest to, że mogliśmy w ogóle ze sobą rozmawiać. Ich rolą było przetrwać uderzenie jądrowe i skutecznie odpowiedzieć. I to ta wiedza potencjalnego przeciwnika, że w każdych okolicznościach, nawet po wyprzedzającym ataku będzie możliwa odpowiedź, skutecznie odstraszała od wojny przez okrągłe 20 lat służby Titanów.
Fotograficznie komfort pracy był niezły - żadnych ludzi, ale czasu było zdecydowanie za mało bo tylko ta jedna godzina. Muzeum organizuje też specjalne wejścia do wyrzutni, gdzie przez 4 godziny można zobaczyć wszystko, ale do tego trzeba się zgłosić wcześniej.
1. Sterownia to centrum dowodzenia wyrzutni. Zlokalizowana jest w osobnym podziemnym bunkrze a całość aparatury zawieszona jest na amortyzowanej platformie o czym świadczy potężna sprężyna na prawo od górnego zegara za szafami i wiązki luźno puszczonych kabli w PG rogu. Zegar u góry pokazywał czas lokalny a ten po lewej - czas zulu, czyli czas uniwersalny Greenwich, wg którego koordynuje się działania armii. Wszystkie mechaniczne żeby przetrwać impuls elektromagnetyczny. W PG widać też korytarz prowadzący do wyrzutni.
2. Pulpit operatora zawierał 3 guziki wyboru celu (z zamkiem ponad nimi). Cele były nieznane obsłudze wyrzutni a jedynie programowane taśmami perforowanymi przysyłanymi z dowództwa. Cele są zresztą tajne do dzisiaj. Pocisk był jeden, cała wyrzutnia jednorazowa, więc wybór targetu miał kapitalne znaczenie. Te trzy guziki, oprócz celu, definiowały też sposób detonacji - nad ziemią lub przy uderzeniu (w domyśle - nad miastem lub przy uderzeniu w miejsce umocnione). W LD widać pulpit otwierania śluz (blast door). Dwa kwadratowe głośniki służyły do ciągłego nasłuchu dowództwa. A za nimi przecięty na pół leży zawór odcinający mechanicznie paliwo do silnika - jedno z wielu zabezpieczeń przed niepowołanym startem. Innym zabiezpieczeniem była polityka co najmniej dwuosobowej pracy obsługi. W sterowni zawsze musiało przebywać dwóch członków załogi i mówiąc nieelegancko zawsze patrzeć sobie na ręce. Odpalenie rakiety także wymagało współpracy dwóch ludzi oddalonych od siebie na odległóść większą niż zasięg ramion jednego z nich. Elektroniczny wyświetlacz na pulpicie wskazywał ciśnienie w zbiornikach rakiety nośnej. Sama rakieta Titan II, w przeciwieństwie do poprzedników, utrzymywana była w stanie załadowania i była zdolna do startu w ok. 60 sekund.
3. Widok na przejście pomiędzy sterownią a wyrzutnią. W PD ręczna pompa do otwierania śluz. Tajemniczy otwór w ścianie to zawór zwrotny - otwarty podczas pokoju i dopychany (zamykany) przez nadciśnienie generowane w wyrzutni podczas startu Titana.
4. Całość korytarza pomiędzy sterownią a wyrzutnią zawieszona jest na tłumikach drgań.
5. Wyrzutnia i rakieta prezentują się okazale. Załadowana do wyrzutni rakieta jest ćwiczebna i nigdy nie była zalana paliwem ani utleniaczem ze względu na bezpieczeństwo zwiedzających. Na ścianach wyrzutni widać złożone pomosty obsługowe. Opuszczenie któregokolwiek z nich uniemożliwiało start. Pomiędzy nimi wprawne oko zauważy dysze zraszania wyrzutni wodą. W ten sposób załatwiano odbiór energii wyzwolonej przy starcie. Odparowanie wody łagodziło szoki termiczne a całość gazów spalinowych i pary upuszczano kanałami na zewnątrz skorupy wyrzutni.
6. Praca z toksycznymi utleniaczem i paliwem wymagały stroju, nomen omen nurka. Po prawej widoczne zamki śluz i druga strona zaworu zwrotnego.
7. Silos wyrzutni widziany od góry. Widać, że rakieta nie wystartuje ze względu na zamknięte podesty. Ponadto okienko wycięte w stożku ma również zaświadczać o braku funkcjonalności pocisku.
8. Silnik korekcyjny na paliwo stałe.
9. Producent silnika rakietowego to Aerojet Liquid Rocket Company, a sam silnik pochodzi chyba z 1969 roku, sądząc z nabitego numeru.
10. Silnik 2-go stopnia rakiety nośnej.
11. Wnętrze silnika 1-go stopnia rakiety nośnej. Koncentrycznie ułożone dysze paliwa i utleniacza ułożone były w taki sposób żeby strugi "obijały" się o siebie wzmacniając efekt rozpylania.
PS. Zasadniczo nie było instrukcji co robić po starcie rakiety. Decyzję czy wyjść z silosów na powierzchnię czy przeczekać (do 2 tygodni zapasów) pozostawiono dowódcy...
Wymądrzam się na podstawie obserwacji własnych i książki Chucka Pensona: The Titan II Handbook. A civilian's guide to the most powerful ICBM America ever built. 2012.