Szukaj

NATO DAYS 2012 (Czechy, LKMT)

W dniach 22-23 września 2012 tradycyjnie jak co roku w czeskiej Ostravie odbyły się Dni Nato, na których nie mogło zabraknąć naszej ekipy. Jest to obowiązkowy punkt w kalendarzu pokazów, dlatego też pojawiła się tam pokaźna, ponad 40-osobowa grupa spod znaku Errekszyn. W dniach pokazów w przysłowiowych „burakach” było dosłownie czarno od naszych koszulek. Niektórzy byli również obecni już na czwartkowo-piątkowych przylotach i treningach. Tegoroczna edycja imprezy przyniosła sporo nowości w planie pokazów. Były to przede wszystkim tureckie Demo na F-16, para francuskich Mirage 2000 czy angielski King Air. Do Ostravy zawitały również dwa B-52 Stratofortress, z których jeden wykonywał pokaz dynamiczny. Niewątpliwie do tej grupy należy dodać parę polskich Su-22, które może nie robią aż tak wielkiego wrażenia na nas, ale dla Czechów i gości zza granicy były nie lada gratką. Tym bardziej, że był to pierwszy od 16 lat pokaz w Czechach samolotów produkcji wschodniej ze zmienną geometrią skrzydeł. Oprócz „nowości” do Ostravy przyleciało genialne włoskie Demo na Typhoon’ie, tradycyjnie już Holender (za sterami którego zasiadł nowy pilot Stitch, trenowany przez legendę tego Dema – Sheika), słowackie MiG-i, włoski Spartan (do pokazu dodano mega efektowną pętlę) czy chluba RAFu – zespół Red Arrows. Zespół, który po raz kolejny dowiódł, że jest najlepszy w tym fachu w Europie. Poza tym oczywiście cała masa przedstawicieli gospodarzy ze śmigłowcami Mi-24, Mi-8 i samolotami Albatros czy Alka na czele. Trzeba przyznać, że tegoroczna edycja była naprawdę „na bogato”. Dodatkową zaletą był ciekawie ułożony program pokazów, co dawało wolne chwile na odpoczynek i pogadanie ze znajomymi między kolejnymi jego punktami. Nawet pogoda nam dogadzała – czwartkowe i piątkowe treningi w zachodzącym słońcu, same pokazy zaś z pięknymi chmurkami dla kontrastu w tle. Nawet chwilowy deszczyk nie był w stanie zepsuć nam humorów czy zakłócić przebiegu show. Podsumowując, Ostrava jest bardzo przyjaznym dla nas miejscem. Niektórym pokazy te kojarzą się z końcem sezonu, dlatego też osoby odpuszczające październikowe Axalp starają się za wszelką cenę być w Ostravie, tym bardziej że NATO Days co roku jest naprawdę mocną pozycją jeśli chodzi o skład i bogactwo maszyn w powietrzu. Już teraz zapraszamy serdecznie na przyszłoroczną edycję, na pewno nas tam nie zabraknie. Maciek „volt” Aleksandrowicz

SANICOLE SUNSET AIRSHOW (Belgia, EBLE)

Dnia 14 września 2012 roku odbyła się trzecia edycja jednej z najbardziej niezwykłych imprez lotniczych – Sunset Airshow. Jest ona organizowana przy okazji Sanicole Airshow, największych pokazów lotniczym w Belgii, odbywających się już od trzydziestu sześciu lat. Podczas tegorocznego wyjazdu największy niepokój budziła pogoda. Niebo było pokryte ciężkimi chmurami i tylko w paru miejscach przebijało się słońce. Wyjątkowość tej imprezy polega na tym, iż zaczyna się ona o godzinie osiemnastej, wraz z początkiem zachodu słońca. Dzięki tak późnej porze oraz programowi urozmaiconemu o atrakcje pirotechniczne możemy na niebie podziwiać niepowtarzalny spektakl. Na początku pokazów zaprezentował się holenderski F-16. Następnymi punktami pokazów były prezentacje belgijskich oraz kanadyjskich skoczków spadochronowych, którzy wyskakiwali z samolotu C-130 Hercules. Niestety zaraz potem nasze pogodowe obawy zaczęły się ziszczać i popisy francuskiego Rafale musieliśmy oglądać podczas mżawki. Najgorsze było jednak dopiero przed nami, ponieważ występ grupy Breitling Jet Team został przerwany za sprawą ulewy jaka nastąpiła. Na szczęście organizatorzy nie zdecydowali się odwołać imprezy, która została wznowiona po półgodzinnej przerwie zaraz po ustaniu opadów. W zapadającym zmroku w powietrze wzbił się Piper J3 Cub, który swoim występem dał tylko przedsmak tego co miało nastąpić za chwilę, kiedy w powietrzu znalazł się SWIP Team. Aby zobaczyć występ tej brytyjskiej grupy było warto jechać tyle kilometrów i moknąć w deszczu. Niesamowite akrobacje samolotów w połączeniu z bardzo widowiskowymi efektami pirotechnicznymi wprawiły widzów w zachwyt. Na zakończenie pokazów, praktycznie w całkowitej ciemności dał pokaz belgijski F-16. Słowo „pokaz” jest w tym przypadku użyte trochę na wyrost, ponieważ samolot był widoczny tylko kiedy miał włączony dopalacz lub odpalał flary. Mam nadzieję iż poniższe zdjęcia oddadzą choć część niezwykłości Sunset Airshow. Mariusz „MarS” Suwalski

CZECH INTERNATIONAL AIR FEST 2012 (Czechy, LKHK)

Drugi weekend września 2012 to termin odbywających się po raz dziewiętnasty największych cywilnych pokazów lotniczych w Czechach. Nasi południowi sąsiedzi – zarówno Czesi jak i Słowacy zdominowali wrzesień pod względem liczby imprez lotniczych. Tydzień wcześniej mieliśmy przyjemność gościć w słowackim Sliaču, a czwarty weekend miesiąca to czas NATO Days w czeskiej Ostravie. W piątkowe popołudnie odwiedziliśmy lotnisko aby obejrzeć odbywające się treningi oraz przyloty kilku maszyn. Tego dnia port lotniczy jest szczególnie przyjazny fotografom, nie ma zbyt wielu odwiedzających, a do maszyn eksponowanych na wystawie statycznej jest bardzo łatwy dostęp, co umożliwia robienie zdjęć bez wszechobecnego w kadrze tłumu. Sobotni poranek przywitał nas całkowicie zachmurzonym niebem, deszcz wisiał w powietrzu. Pomimo wczesnego przybycia na lotnisko większość miejsc przy ogrodzeniu oddzielającym publikę od osi pokazów była już ściśle wypełniona. Dodatkowo skromna strefa Press/Spotter została nieszczęśliwie umieszczona tuż za miejscem postoju maszyn Krila Oluje, co skutecznie zasłaniało całe pole obserwacji. Około 11.00 nad głowami odwiedzających ukazała się formacja złożona z najważniejszych samolotów czeskiej armii: transportowca CASA, Aero L-159 Alca i trzech Gripenów. Tymczasem słońce coraz śmielej zaczynało sobie poczynać na niebie, kolejno występujące zespoły i soliści latali przy coraz lepszej pogodzie. Na nas największe wrażenie tego dnia zrobił majestatyczny pokaz szybowców teamu Očovskí bačovia, tradycyjnie równo i ciasno latający Chorwaci spod znaku Krila Oluje, pokazy wykonywane przez The Flying Bulls i oczywiście Pétera Besenyei. Zestaw dopełnił występ zespołu Breitling Jet Team będącego pod koniec sezonu pokazowego w rewelacyjnej formie. Znakomita część publiczności nie zawiodła się również popisami słowackiego MiGa-29 czy licznymi śmigłowcami, w tym w symulacji akcji gaśniczej. W drugi dzień pokazów pogoda była zupełnie inna niż dnia poprzedniego. Od samego rana było bardzo ciepło, słońce za plecami, fotografowane maszyny były więc pięknie oświetlone. Pokazy rozpoczął przelot czterech Gripenów. Po ich głośnym występie w niebo wzbiły się dostojnie latające szybowce. Białe Blaniki niezwykle majestatycznie prezentowały się na błękitnym tle, a wykonywanym przez nie figurom uroku dodawały smugi czerwonego dymu. Mogliśmy również podziwiać kilka śmigłowców, m.in. Mi-17, Mi-24, Bell AH-1S Cobra, W-3A Sokół i SW-4 Puszczyk z Polski. Jak na pokazy przystało, nie zabrakło również grup akrobacyjnych. Jako pierwszy w powietrzu pokazał się litewski zespół Baltic Bees w niebiesko żółtym malowaniu. Ich pokaz jednak troszkę nas rozczarował, był bardzo krótki. Kolejnymi zespołami byli dobrze znani u naszych południowych sąsiadów The Flying Bulls, a także chorwacka grupa Krila Oluje. Nie brakowało też naszych rodaków. Oprócz MiGa-15 mogliśmy podziwiać pilotów z grupy Orliki z Radomia. Zaskoczyli nas bardzo pozytywnie – występ był urozmaicony i wzbogacony w nowego komentatora :) Główną atrakcją była francuska grupa akrobacyjna Breitling Jet Team, która jak zwykle swój występ ukoronowała pięknymi flarami wypuszczonymi przez wszystkie siedem Albatrosów. Na koniec dnia mogliśmy podziwiać oczekiwanego od samego rana F-16 z Belgi. To dla tego dźwięku dopalaczy większość z nas przyjeżdża na pokazy i z niecierpliwością czeka na następne. Andrzej „Złoty” Pilewski Katarzyna „Kate” Skonieczna

SLOVAK INTERNATIONAL AIR FEST 2012 (Słowacja, LZSL)

Największe w tym roku pokazy lotnicze na Słowacji zostały zorganizowane w dniach 1 i 2 września w bazie Sliač – gnieździe słowackich Fulcrumów. Program pokazów zapowiadał się dość ciekawie, co przyciągnęło wielotysięczne tłumy widzów, między którymi nie mogło zabraknąć również prawdziwych świrów lotniczych spod znaku SPFL. Lotnisko Sliač usytuowane jest w dolinie, dookoła której wznoszą się liczne pagórki i niewysokie góry, co dodatkowo kusiło atrakcyjnością miejsca pokazów. W pierwszy wrześniowy weekend spora grupa członków naszego Stowarzyszenia spotkała się w tym malowniczym miejscu spędzając wesoło czas, mimo że pogoda nie sprzyjała fotografii lotniczej. W sobotę przelotne deszcze i spore zachmurzenie próbowały wybić nam z głów fotografowanie, w niedzielę zaś zamglenie utrzymujące się w powietrzu mimo słonecznej pogody również nie pomagało w realizowaniu naszej pasji. Nam jednak w niczym to nie przeszkadzało, bo jeżeli jest wesoło to i zdjęcia muszą się udać. A wesoło było :). Część z nas spędziła na pokazach tylko jeden dzień, inni „zaliczyli” całą imprezę. Przetestowaliśmy również różne miejscówki – większość fotografowała z terenu dla publiczności, ale byli wśród nas również „buszujący w zbożu” czy innej kukurydzy. Zacznijmy jednak w końcu pisać o tym co działo się na ziemi i w powietrzu. Największą atrakcją wystawy statycznej był amerykański bombowiec strategiczny B-52, wokół którego ciągle zbierał się liczny tłum. Reszta wystawy była również ciekawa, jednak dość standardowa (F-16, MiG-29, Tornado, Gripen, Albatros itd.). Nas jednak najbardziej interesuje, co działo się w powietrzu. Program był dość różnorodny i realizowany prawie zgodnie z zapowiedzią. Mieliśmy więc okazję podziwiać wyczyny lotników sportowych, wśród których na wyróżnienie zasługują akrobacyjne popisy Zoltána Veresa na Su-29 i Dušana Šamko na Pitts S-2. Miłośnicy samolotów z okresu II Wojny Światowej cieszyli oczy widokiem przecinającego powietrze srebrnego Lightninga oraz majestatycznej Lidki (Li-2). Niestety zapowiadana w programie trójka myśliwców (Mustang, Spitfire i Jak-3), jak napisali na swojej stronie organizatorzy, została zatrzymana poza granicami Słowacji przez niesprzyjające warunki atmosferyczne i dla wielu z nas była to niezbyt przyjemna wiadomość. Do pokazów maszyn historycznych można by też zaliczyć występ grupy Retro Sky Team. O ile do pomysłu przemalowania Zinów i sportowego Jaka w barwy myśliwców z II Wojny Światowej można mieć mieszane odczucia, to sam pokaz razem z występem grup rekonstrukcyjnych na pewno jest efektowny. Towarzyszące występowi efekty pirotechniczne dodatkowo podnoszą atrakcyjność popisów. Entuzjaści śmigłowców też nie mieli powodów do narzekań. W powietrzu mogliśmy podziwiać popisy zwinnego H-269 Schweizer, belgijskiej Agusty, Cobry ze stajni Red Bulla, efektownie pomalowanego Mi-24 i wspierającego działania grupy antyterrorystycznej Mi-171. Najwięcej atrakcji zapewniono jednak miłośnikom „odkurzaczy”. Pokazy skromnie rozpoczynał historyczny już szkolno-treningowy Delfin, po którym trochę szumu narobiła czeska Alca, by w końcu okolicę przepełnił ryk dopalaczy. A „ognistych ptaków” prezentowało się niemało. Mogliśmy więc podziwiać w powietrzu solowe występy belgijskiego F-16, szwajcarskiego Horneta, szwedzkiego Gripena i oczywiście Pixela – słowackiego MiGa-29 w charakterystycznym kamuflażu z wymalowanym tygrysem na statecznikach. Niewątpliwym rarytasem był pokaz rosyjskiego MiGa w jednej z nowszych wersji (MiG-29M2). O ile sama prezentacja jakoś nie rzuciła wszystkich na kolana, to jednak możliwość zobaczenia na żywo rosyjskiego samolotu bojowego poza granicami Rosji była już czymś. Ponadto pokaz odbył się tylko w sobotę, bo w niedzielę MiG prezentował się na pokazach w Serbii. Oprócz prezentacji solowych mieliśmy okazję podziwiać dwa ciekawe występy grupowe. Gospodarze zaprezentowali walkę dwóch myśliwców MiG-29 – pokaz bardzo fajny, z flarami i nad lotniskiem, w zasięgu naszych obiektywów. Z kolei para polskich Su-22 również wzbudziła niemałe zainteresowanie prezentując różne konfiguracje skrzydeł, przelatując z dużą prędkością (i dużym hukiem) i dokonując markowanego ataku na lotnisko. Su-22 jest zresztą wielką atrakcją na zagranicznych pokazach z racji tego, że Polska jest ostatnim europejskim użytkownikiem tych samolotów. Na żadnym dużym airshow nie może oczywiście zabraknąć zespołów akrobacyjnych. W tej kategorii nasze Orliki konkurowały z włoskim Frecce Tricolori. Orliki latały równo i efektownie dymiły, jednak w programie brakuje jakiegoś „wypełniacza”, który zabawiałby publiczność w czasie gdy główna formacja przygotowuje się do następnego manewru. Pod tym względem program Frecce Tricolori jest ułożony perfekcyjnie, a dodatkowo spiker zespołu potrafi zająć publiczność w chwilach, w których na niebie mało się dzieje. Pokazy w Sliač należy zaliczyć do jednej z ciekawszych imprez lotniczych w Europie Środkowej i warto w przyszłości wpisać je na stałe do kalendarza wyjazdów. Lucjan „Acroluc” Fizia

MAŁOPOLSKI PIKNIK LOTNICZY – REAKTYWACJA (Polska, EPKC)

Kiedy w ubiegłym roku nagła zmiana przepisów ULC dosłownie „za pięć dwunasta” wymusiła odwołanie Małopolskiego Pikniku Lotniczego, mogło się wydawać, że ta jedyna w swoim rodzaju impreza lotnicza nieodwołalnie przejdzie do historii. Jedyna w swoim rodzaju – gdyż trudno by wskazać inną, która rozgrywałaby się w samym centrum miasta (powiedzmy – centrum w szeroko rozumianym znaczeniu tego słowa), do tego w tak niezwykłej scenerii jak tereny krakowskiego Muzeum Lotnictwa Polskiego. Z tym większą radością przyjęliśmy wiadomość, że VIII Małopolski Piknik Lotniczy jednak dojdzie w tym roku do skutku – choć ze względu na „konkurencję” związaną z futbolowymi Mistrzostwami Europy, jego termin przeniesiono z czerwca na pierwszy weekend września. Niestety w pierwszy dzień Pikniku wszystko zdawało się wskazywać na to, że pech nie opuszcza imprezy. Padający co chwila deszcz i niska podstawa chmur – wszystko to sprawiło, że niektórzy z uczestników w ogóle nie byli w stanie dolecieć na czyżyńskie lotnisko, a ci którzy dotarli na nie wcześniej, i tak pozostawali uziemieni, bez zgody na start. Organizatorzy musieli opóźnić rozpoczęcie pokazów, z nadzieją że w ogóle będzie co rozpoczynać. Po dłuższym czasie oczekiwania w powietrze wzbił się RWD-6 (samolot jak najbardziej „na miejscu”, zważywszy na fakt, iż w tym roku przypada 80. rocznica zwycięstwa w Challenge’u w 1932 r.), dając miły oku pokaz w locie. Tyle że latający nad nami „erwudziak” był... modelem RC, a i tak zapowiadało się, że przez dłuższy czas będzie on jedynym statkiem powietrznym, jaki będzie mógł oderwać się od ziemi. Jednak w końcu cierpliwość widzów została nagrodzona – podstawa chmur podniosła się na tyle, że można było zacząć loty. Zaczęły się one od policyjnego śmigłowca PZL Kania, który zademonstrował akcję desantowania grupy antyterrorystycznej. Kilkanaście minut później w powietrze wzbił się jeden z bardziej niezwykłych statków powietrznych – wiatrakowiec Celier Aviation Xenon 2. Pokaz możliwości tej maszyny – szybki start, ciasne zwroty, autorotacja, krótkie lądowanie – sprawiał wrażenie, jakby pilot postanowił wykazać wyższość wiatrakowców jako takich nad samolotami jako takimi. I – zdaniem piszącego te słowa – w znacznej mierze mu się to udało. Czas cofnął się o kilkadziesiąt lat, gdy na niebie zaczęły krążyć dwa latające zabytki – lekkie Pipery Cub, z których jeden nosił oznaczenia amerykańskiego lotnictwa z czasów II Wojny Światowej i biało-czarne pasy inwazyjne na skrzydłach i kadłubie. W tym momencie, w ramach dodatkowych efektów akustycznych, z ziemi nieopodal pasa zaczęły dobiegać głośne eksplozje i odgłosy wystrzałów. To swój własny program towarzyszący wydarzeniom w powietrzu rozpoczęły grupy rekonstrukcyjne (nasi walczyli z Niemcami; nasi przegrali potyczkę, ale wygrali wojnę). Jeszcze tylko kilka przelotów błękitno-granatowego Socata Rallye (pierwowzoru naszego PZL Koliber)... i nagle zadymiło. Prawdziwa zasłona dymna spowiła większą część pasa startowego z przyległościami. Właśnie w ten sposób – obracając się w miejscu o 360 stopni, z włączoną wytwornicą dymu – zaanonsował swoją kolej stały gość Pikniku i dobry znajomy wszystkich fanów lotnictwa i imprez lotniczych, Jurgis Kairys na swoim Su-26. A potem wystartował. I znów, jak tyle razy przedtem, w ciągu 10 minut, ciągnąc za sobą smugę dymu, udowodnił wszystkim zgromadzonym w Czyżynach, że grawitacja jest przereklamowana, a praw aerodynamiki nie należy brać zbyt dosłownie. I wylądował, znów pokrywając przy tym otoczenie chmurą białego dymu. Dym w znacznych ilościach zdawał się być swoistym, dodatkowym „uczestnikiem” Pikniku. Z pewnością nie pożałowali go widzom Ioan Postolache i Daniel Stefanescu – inaczej mówiąc rumuński team Aerobatic Yakers. Czyli formacja dwóch Jaków-52TW, pomalowanych hm... trochę tak, jakby Forţele Aeriene Române z czasów II Wojny Światowej brała udział w walkach nad północną Afryką. Tyleż fantazji, co przywiązania do narodowej tradycji. Rumuńskie Jaki wystartowały parą i dały niezwykle widowiskowy pokaz akrobacji, który – jak się miało okazać – był uwerturą do późniejszego popisu. Zanim jednak do niego doszło, publiczność miała nieco oddechu, oglądając w bez porównania spokojniejszych przelotach motolotnie oraz lekkie i ultralekkie samoloty turystyczne i szkolne, jak m.in. słoweński Pipistrel Virus SW czy czeski Allegro 2000. Grupa Aeroklubu Warszawskiego 3AT3 zaprezentowała się w formacji trzech szkolnych Aero AT3. Wśród ultralightów znalazły się też śmigłowce – zespół dwóch włoskich CH7 Kompress zademonstrował prawdziwy taniec w powietrzu. Nie zabrakło też jedynego na imprezie dwusilnikowca – najpiękniejszej, zdaniem niżej podpisanego, maszyny na Pikniku – czteromiejscowej dyspozycyjnej Orki, niekonwencjonalnej (dwa pchające śmigła, drzwi otwierane do góry jak w Mercedesie 300 SL z lat 50.) konstrukcji Edwarda Margańskiego. Pierwszy dzień Pikniku zakończyły dwa mocne akcenty. Pierwszym z nich była para czerwonych Zlinów 50LS, czyli Wojciech Krupa i Piotr Haberland z Grupy Akrobacyjnej Żelazny. Drugim zaś – ponownie Jurgis Kairys, tym razem w towarzystwie Air Bandits. Powietrznymi Bandytami byli oglądani już wcześniej Rumuni z Aerobatic Yakers. Oba zespoły dały popis niezwykle dynamicznej grupowej akrobacji, której towarzyszyła – jakżeby inaczej – nadzwyczaj obfita ilość dymów, puszczanych zarówno w locie, jak i na pasie podczas kołowania. Fatalna pogoda, panująca w południowej Polsce przez całą sobotę, w znacznej mierze utrudniła życie wszystkim: organizatorom (poprzez opóźnienie i nieuniknione zubożenie programu, nie wspominając już o niższej niż oczekiwana frekwencji), widzom i nam – fotografom. Jednolicie szarobure niebo, kiepskie światło, a do tego nieuchronnie zapadający zmrok podczas ostatnich punktów programu – nie da się ukryć, że sobota nie była fotograficznym dniem marzeń. Do zdecydowanych plusów należało natomiast zaliczyć miejscówki: oprócz górki tuż przy końcu (lub początku, zależy jak patrzyć) pasa startowego, którą zajęli fotografowie z akredytacją prasową, dzięki uprzejmości organizatorów dwóm z nas udało się wejść na stojankę, gdzie mogliśmy przemieszczać się w rozsądnych granicach (i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa) nawet w bardzo niewielkiej odległości od krawędzi pasa. Mieliśmy nadzieję, że następny dzień będzie lepszy – zwłaszcza że prognozy pogody na niedzielę obiecywały nie tylko brak deszczu, ale nawet sugerowały, że może nam zaświecić nad Krakowem słońce. Wyglądało to całkiem optymistycznie. Prognozy sprawdziły się częściowo. Słońca i błękitnego nieba co prawda nie było, ale deszczu też nie. Było za to zdecydowanie jaśniej, niebo nie było szarobure, tylko po prostu szare, a chmury wisiały ewidentnie wyżej. Pierwszy efekt tego stanu rzeczy dał się odczuć już przy przekraczaniu bramy Muzeum: na Piknik ciągnęły prawdziwe tłumy (skądinąd i w sobotę widzów było całkiem sporo, jak na panującą aurę). Z naszego punktu widzenia istotniejsze było to, że pokazy mają wreszcie szansę trzymać się ustalonego programu, zacząć się – i zakończyć – bez opóźnień i odbędą się w lepszych warunkach oświetleniowych. I tak się też stało – warunki, acz nie idealne („oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba” – jak śpiewał Klasyk), były zauważalnie lepsze niż w sobotę. Zarówno do fotografowania, jak i – przede wszystkim – do latania. Pierwotnie niedzielne pokazy stanowić miały w zasadzie powtórzenie pokazów sobotnich. Jednak dopiero drugiego dnia imprezy widzowie mieli okazję zobaczyć efektowną akrobację żółtej Extry 300, pilotowanej przez dobrze znanego bywalcom krakowskiej imprezy Uwe Zimmermanna z Niemiec. Również dopiero w niedzielę dwukrotnie wzbijał się w powietrze latający „flagowiec” Muzeum Lotnictwa – dwumiejscowy Jak-18. Dzięki wyższej podstawie chmur w drugim dniu Pikniku jego uczestnicy – a dotyczy to przede wszystkim akrobatów – mieli większą swobodę manewrów, zwłaszcza tych w pionie. Dało się to odczuć – zarówno w przypadku Jurgisa Kairysa, jak i Powietrznych Bandytów. Tak jak poprzedniego dnia ich wspólny pokaz zaczął się od jednoczesnego startu z dwóch przeciwnych kierunków: z prawej strony para Jaków, naprzeciw nich Su-26 Kairysa. Huk silników, rozbieg. Jaki podrywają się w powietrze ciągnąć za sobą smugi dymu. Z niespełna sekundowym opóźnieniem (przynajmniej takie wrażenie to sprawiało) litewski lotnik przelatuje wznosząc się, dokładnie pomiędzy smugami pozostawionymi przez samoloty Bandytów. Mocne. A później – niesamowite połączenie znakomitej zespołowej akrobacji i czegoś w rodzaju pozorowanej walki powietrznej. A potem lądowanie, wszystkie trzy samoloty podkołowują na środek pasa, jeden przy drugim i – oczywiście – wszystkie trzy jednocześnie włączają wytwornice dymu. I wkrótce całkowicie znikają w jego kłębach. Jakkolwiek litewsko-rumuński pokaz akrobacji był najwyższej próby, osobiście jestem zdania, że niedziela należała nie do nich, a do Żelaznych, którzy dali prawdziwy show. Najpierw dynamiczny solowy występ Wojciecha Krupy na Zlinie 50 LS, a w chwilę po jego wylądowaniu start (za Zlinem 526F) szybowca MDM-1 Solo Fox z Jerzym Makulą za sterami. A tuż za nim – start parą Zlinów Krupy i Haberlanda. Akrobacja szybowcowa w wykonaniu Jerzego Makuli, na pierwszy rzut oka „spokojna” – zapewne z racji stosunkowo niewielkiego pułapu początkowego – robiła tak niesamowite wrażenie (podkładem muzycznym, co podaję na ryzyko lepiej ode mnie zorientowanego 13-latka, zajęła się Adele), że po raz pierwszy tego dnia Jan Hoffmann z Muzeum Lotnictwa, który prowadził konferansjerkę podczas całej imprezy, na moment przestał mówić. Podczas bodaj przedostatniego przelotu Foxa nad pasem nastąpił moment, który dosłownie wbił mnie w ziemię: mijanka szybowca i Zlina pilotowanego przez Wojciecha Krupę. Bardzo bliska mijanka. A w jej trakcie szybowiec leciał w pozycji odwróconej. TO było mocne. A potem jeszcze pierwszorzędny pokaz akrobacji pary Krupa-Haberland. I lądowanie. Uff… (Później miało się okazać, że to nie był ostatni występ „Żelaznej” dwójki tego dnia. Czerwone Zliny 50 wystartowały raz jeszcze – na samo zakończenie Pikniku.) Po tym występie kolejne demonstracje możliwości samolotów lekkich, ultraligthów, wiatrakowców i ponadczasowego An-a-2 były już stopniowym wygaszaniem imprezy. Samoloty zaczęły stopniowo odlatywać ku macierzystym lotniskom. Na ziemi nasi walczyli z Niemcami. Niemcy wygrali potyczkę, ale przegrali wojnę. Zza chmur wyszło słońce. Marcin „Spad” Parzyński

MIŃSKIE PRZYGOTOWANIA (Polska, EPMM)

28 sierpnia 2012 roku – Święto Lotnictwa Polskiego – w tym roku wyjątkowe, ponieważ przypadło na 80-tą rocznicę zwycięstwa załogi Żwirki i Wigury w trzecich międzynarodowych zawodach samolotów turystycznych Challenge, ale także w 80 rocznicę śmierci tej załogi w Cierlicku. Obchodzone święto dodatkowo zbiegło się w czasie z VI Światowym Zjazdem Lotników Polskich, w którym wzięło udział ponad 300 weteranów oraz gości z kraju i zagranicy. Z tej okazji 28 sierpnia, we wtorek, w samo południe, warszawskie niebo ozdobiły przeloty czterech formacji typu Grot złożonych z samolotów bojowych F-16, MiG-29, Su-22 oraz TS-11 Iskra. Te ostatnie na niebie namalowały biało-czerwoną flagę. Tego typu parada lotnicza wymaga od pilotów świetnego przygotowania i godzin treningów, które kilka dni wcześniej odbywały się w 23 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Ekipa SPFL miała przyjemność w nich uczestniczyć. Była to dla nas nie lada atrakcja, gdyż z fotograficznego punktu widzenia mogliśmy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Otóż w 23 BLoT w Mińsku Mazowieckim oprócz normalnie stacjonujących tam MiGów-29, specjalnie na treningi przyleciały też (pieszczotliwie nazywane „suczkami”) Su-22 ze Świdwina. Fotograficzna gratka, tym bardziej, że już niebawem planowane jest wycofanie tych samolotów ze służby. Na płycie lotniska pojawiliśmy się tuż po godzinie 8.00 i od razu przywitał nas huk dopalaczy MiGa-29, wykonującego przelot w celu zbadania warunków pogodowych. Uzbrojeni w aparaty udaliśmy się na wyznaczone pozycje. Chwilę później do startu parami ustawiło się sześć Su-22, a zaraz po nich w powietrze wzbiło się parami kolejne sześć MiGów-29. Piloci mieli za zadanie przećwiczyć lot tzw. „taflą”, złożona z kilku formacji typu grot. Z ziemi tego typu przelot wygląda majestatycznie, lecz w powietrzu ustawienie samolotów w takim szyku wymaga niebywałej precyzji. Po wylądowaniu wszystkich maszyn i tylko chwili wytchnienia, niebawem znów dwójkami poderwały się do lotu: najpierw Su-22, a następnie MiGi-29. Widok i dźwięk tych maszyn startujących na dopalaczach budzi niesamowite emocje. Prawie godzinę piloci ćwiczyli przeloty w formacji typu Grot, a tuż przed południem odbyło się kolejne lądowanie. Chwila odpoczynku dla pilotów i dla nas, a także dla... pogody, która zaczęła kaprysić. Gęste chmury, zimny wiatr, lekkie opady lecz bardzo frustrującego dla nas deszczu sprawiły, że kolejne starty stanęły pod znakiem zapytania... Nasza wytrwałość i optymizm zostały jednak nagrodzone. Po godzinie 14 pogoda poprawiła się na tyle, by o godzinie 15 wznowić kolejne (tym razem już ostatnie) loty. Najpierw wystartowały trzy MiGi-29, a następnie trzy Su-22. Po kilkunastu minutach ponownie lądowały w odwrotnej do startów kolejności. Ani nas, ani pilotów nie opuszczały dobre humory. Na pożegnanie jeden z pilotów MiGa-29 sfingował lądowanie demonstrując „kosiaka” z wysuniętym podwoziem. Treningi zakończyły się o godzinie 16-tej. W dobrych humorach, choć ciągle czując niedosyt, z kartami pełnymi zdjęć pożegnaliśmy pilotów i 23 BLoT w Mińsku Mazowieckim. Ewa „OM” Domańska

MORSKIE POKAZY LOTNICZE W DARŁOWIE (Polska, EPDA)

W dniu 14 sierpnia 2012 roku przy Darłowskiej plaży, miało miejsce wyjątkowe wydarzenie. Z okazji prezentacji nowego sztandaru 44. Bazy Lotnictwa Marynarki Wojennej oraz obchodów 50-lecia pobytu lotnictwa MW w Darłowie, odbyły się pierwsze i jedyne w kraju pokazy lotnicze nad morzem. Program imprezy przewidywał prezentacje pilotażu indywidualnego i zespołowego oraz symulacje działań zwalczania okrętów podwodnych jak i poszukiwawczo – ratowniczych. Wszystkie te atrakcje były podzielone na dwa bloki. Podczas pierwszego mieli się zaprezentować zaproszeni goście – z Sił Powietrznych Szwecji formacja JAS 39 Gripen, z Polskich Sił Powietrznych Su-22 i Mig-29, oraz z Polskich Wojsk Lądowych Mi-24. Pokaz wszystkich samolotów odrzutowych był wielkim rozczarowaniem zarówno dla nas jak i dla zgromadzonej publiczności. Gripeny w formacji składającej się z czterech maszyn wykonały na dość dużym pułapie przelot w linii prostej wzdłuż plaży, aby po nawrocie wykonać rozejście i … odlecieć. Jeszcze mniej widowiskowy był pokaz polskich Su-22 których występ ograniczył się tylko do jednego przelotu wzdłuż linii horyzontu. Chwilę później ukazały się dwa Migi 29, które nad plażą wykonały dwa ciasne kręgi. W czasie wykonywania tych manewrów piloci włączyli dopalacze, tak więc choć przez krótką chwilę można było usłyszeć i poczuć moc tych pięknych samolotów. „Honor” gości uratowała pełna dynamiki prezentacja śmigłowca Mi-24. Pokaz trwał kilka minut, podczas których załoga wykonała kilka przelotów połączonych z wykonaniem skomplikowanych manewrów, pokazujących w pełni możliwości bojowe helikoptera. Drugi blok pokazów był zarezerwowany dla lotnictwa Marynarki Wojennej, a udział w nim wzięły śmigłowce: SH-2G, Mi-2, Mi-14Ł/R, Mi-14PŁ oraz samoloty Bryza. Ta część imprezy wprowadziła wszystkich w niekłamany zachwyt. Wielkie brawa należą się pilotom Marynarki Wojennej, którzy podczas tego „domowego” występu, stanęli na wysokości zadania i w pełni zaprezentowali kunszt swoich umiejętności jak i możliwości pilotowanych maszyn. Kaman SH-2G Seasprite wszystkich zaskoczył swoimi przelotami tuż nad taflą wody, wykonując przy tym wiele akrobacyjnych manewrów. Jednak najbardziej widowiskowy był pokaz jednostek SAR, które podczas symulowanej akcji ratowniczej, zaprezentowały współdziałanie jednostek nawodnych z samolotami i śmigłowcami poszukiwawczo – ratowniczymi. Akcję rozpoczął samolot Bryza, który po namierzeniu rozbitka oznaczył miejsce, a następnie z niskiego pułapu dokonał zrzutu sprzętu ratowniczego. „Uratowanego” po paru chwilach podjęły na pokład jednostki nawodne. Ponieważ w wodzie znajdowały się jeszcze dwie osoby, na miejsce przybył śmigłowiec ratowniczy Mi-14PŁ/R. Rozbitkowie byli podejmowani z pomocą ratownika/nurka a następnie wciągani na pokład przy użyciu kosza. Następnie przetransportowano ich i opuszczona na pokład jednostki nawodnej. Cały pokaz był bardzo widowiskowy, a za sprawą silnego wiatru i wysokiej fali bardzo trudny do przeprowadzenia. Tym bardziej ratownikom należą się brawa i uznanie za ich wyszkolenie. Po pokazie ratowniczym mogliśmy podziwiać w akcji Mi-14PŁ prezentującego elementy działań zwalczania okrętów podwodnych. Na koniec imprezy zespołowym przelotem uwieńczonym efektownym rozejściem nad plażą popisały się samoloty Bryza. Mariusz „MarS” Suwalski

100-LECIE SIŁ POWIETRZNYCH ROSJI (Rosja, UUBW)

Pokazy lotnicze z okazji 100 rocznicy powstania Sił Powietrznych Rosji były jedną z największych imprez lotniczych 2012 roku! Nie wiem czy akurat największą, ale na pewno najbardziej zaskakującą, gdyż jeszcze pół roku wcześniej nikt o niej nie wiedział. Pokazy te, jak się później okazało, miały dla mnie dość duże znaczenie. To właśnie tu, za płotem podmoskiewskiego lotniska Ramenskoye, doszedłem do kilku dość istotnych dla mojego fotografowania przemyśleń. Zanim jednak wzięliśmy na foto-celowniki najpiękniejszy kwiat rosyjskiego lotnictwa wojskowego, przeszliśmy dość długą drogę w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tym wydarzeniu. Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie? O sierpniowej imprezie dowiedziałem się już 16 lutego 2012 roku od mojego znajomego z Holandii. Gdy Olav napisał do mnie maila z całą serią pytań dotyczących fotografowania na lotnisku Żukowski podczas „100 Rocznicy Sił Powietrznych Rosji”, w pierwszej chwili pomyślałem, że pomylił imprezy i ma na myśli MAKS 2013. Olav jednak uparł się, że taka impreza odbędzie się w sierpniu 2012 roku! Dopiero przecież wróciliśmy z MAKSA 2011, a już bardzo tęskniliśmy za Rosją. MAKS niestety jest co dwa lata. Informacje Olava wywołały u mnie niezłe podniecenie. Pojawiła się szansa na odwiedzenie Moskwy jeszcze w tym roku! Powiadomiłem naszą „moskiewską ekipę” o podejrzeniu zaistnienia jeszcze w tym roku dodatkowych „świąt” i rozpocząłem poszukiwania jakichś bliższych informacji. Niestety nigdzie o tych pokazach nie było mowy. Ani na polsko ani na angielsko ani też na rosyjskojęzycznych portalach! Co więcej, znajome osoby, pracujące na samym lotnisku Ramenskoye były równie zdziwione jak ja! Najznamienitsi rosyjscy fotografowie lotnictwa też robili duże oczy na moje zapytania. Nikt, nigdzie nie słyszał o imprezie, no poza Olavem oczywiście :) Mijały tygodnie, miesiące i w końcu tu i ówdzie zaczęły pojawiać się jakieś mniejsze czy większe wzmianki o tych pokazach. Nigdzie jednak żadnych konkretów – ani kiedy, ani gdzie. Nadeszło lato i okazało się, że Olav miał od samego początku perfekcyjne dane! Zarówno co do lokalizacji jak i terminu oraz rozmachu imprezy! Rozmachu, gdyż Olav od początku pisał, że na tych pokazach, poza wszystkim co lata w Rosji, będzie też cała plejada zaproszonych gości – w tym kilkanaście najlepszych europejskich zespołów akrobacyjnych! Z czasem pojawiła się strona internetowa z dość konkretnym programem, który potwierdzał wszystko co wiedziałem od mojego holenderskiego informatora! Te konkretne informacje zwaliły z nóg cały lotniczy światek. W angielsko-języcznej wersji planowany zestaw samolotów wyglądał mniej więcej tak: 6x Su-25 Kubinka flypast 1x Su-100, 5x Su-27, 8x MiG-29,8x Su-25 Chkalovsky flypast De "Legends van de wereldwijde luchtvaart": Bleriot, Newport, 2x Fokker, W-2, 2x Po-2, I-15bis, CIO-153, Ju-52, I-16, MiG-3, Yak-3, Yak-11, Li-2 (DS- 3), Me-109, F-38, F-40, MC-502, "Moran", T-6 "Teksan" Yak-18A, Spitfire, Harikeyn, F-4 "Corsair”, B-25 "Mitchell" , P-51 "Mustang", MiG-15, Uchi, A-26 "Invader", aviabalet "Lido" 4x L-39 1 DOSAAF APG "Rusland" Kubinka Group 4x Yak-130 Kubinka flypast Mi-2 Zhukovsky Yak-52 DOSAAF Ka-52 3x Tu-22M3, 3x Tu-160, 3x Tu-95MS Engels flypast Su-31 DOSAAF 10x Red Arrows 3x An 12, AN-26, An-12, An-22, AN-124, AN-70, An-140 Chkalovsky, Tver flypast 4x Baltic Bees 1x L-410, Tu-134UBK, Il-80, 3x Il-76, A-50 Chkalovsky, Tambov, Tver, Ivanovo flypast 4x Su-27 Kubinka air battle! 4x Su-34, 4x Su-24M, 4x MiG-31 Lipetsk flypast Su-34s Lipetsk Air Force Aerobatics Sukhoi T-50 PAK-FA 10x F-5 Turkish Stars 6x Mi-28 Golden Eagles team (Berkut) 1x Rafale FAF Su-30MK Zhukovsky 6x TS-11 Team Iskra Poland Mi-28 MiG-29 OVT 17 Zhukovsky 5x Hawk Midnight Hawks F-15/16 USAF 8x MiG-29 Kubinka air battle! 1x Mi-2, 3x Ansat-U,2x Mi-35 flypast 2x F-15 Israel 10x MB339 Frecce Tricolori 5x Su-27/4x MiG-29 Russian Knights 1x Su-100, 5x Su-27, 8x MiG-29, 8x Su-25 flypast Chkalovsky 6x Su-25 flypast Kubinka Takiego przepychu mogą pozazdrościć bez wyjątku wszystkie imprezy lotnicze na świecie! Byłem napalony na te pokazy jak nie wiem co. To nic, że w większości miały to być tylko przeloty. Zawsze chciałem zrobić zdjęcia w locie takim maszynom jak Tu-160, Tu-22M, Su-24. Strasznie ciekawiły mnie też te wszystkie walki powietrzne. Oczywiście zawsze też jestem wygłodniały widoku T-50, Striżich czy Witjazi. Byłem dumny, że w takiej imprezie nie zabraknie polskiego akcentu! W tym gąszczu atrakcji miały też wystąpić nasze Biało-Czerwone Iskry! Co być może jest znakiem, że za rok w Radomiu pojawi się coś z wymalowaną czerwoną gwiazdą na płatowcu? (Myślę o radomskim Airshow oczywiście! :) ) Zbliżał się czas imprezy, nic więc dziwnego, że na które forum się nie weszło, zewsząd wybierała się do Rosji jakaś mniejsza czy większa ekipa. Pachniało to jakimś totalnym szaleństwem. Pojawiły się też pierwsze informacje dotyczące samej organizacji imprezy. Rosjanie nie byliby sobą, gdyby tego tematu trochę nie skomplikowali. Pokazy w locie miały się odbyć zarówno w sobotę jak i w niedzielę. W sobotę wstęp na lotnisko miał być tylko dla zaproszonych gości, a w niedzielę dla wszystkich chętnych. Każdy kto chciał wejść na lotnisko w niedzielę, musiał posiadać bilet. Z tymi biletami też były niezłe jajca! Żeby je dostać, należało wypełnić specjalny formularz na stronie imprezy. Nie było to proste, gdyż na początku formularz ogarniał tylko rosyjskie dane paszportowe! Ktoś gdzieś znalazł adres mailowy jednego z organizatorów, który podobno wypełniał ankiety dla obcokrajowców :) Później pojawiła się też i na stronie wersja dla obcaków. Po wypełnieniu formularza otrzymywało się specjalny kod uprawniający do otrzymania biletu, który to można było odebrać w konkretnym terminie w… centrum Moskwy! Wraz z ilością wypełnianych ankiet, a co za tym idzie zajmowaniem kolejnych terminów do odbioru biletów w Moskwie, te drugie zaczynały powoli kolidować z sobotnimi pokazami! Masakra :) Świadczyło to tylko o tym, ile luda wybiera się na te pokazy! Byłem trochę przerażony. Plan był taki, żeby w sobotę iść za płot, a w niedzielę na lotnisko. W głowie kłębiło się wiele pytań, na które odpowiedzi mieliśmy dostać dopiero na miejscu. Głównym z nich było pytanie, co będzie jak nas za płot nie wpuszczą w sobotę? A nawet jak wpuszczą, to czy tam będzie w ogóle jak w tym tłumie focić! Na szczęście, jak zwykle bezkolizyjnie, udało mi się naszą tradycyjną metodą ogarnąć zakwaterowanie. Tym razem mieliśmy zamieszkać bezpośrednio przy samej prawie bramie lotniska, a wozić miał nas znajomy z 2011 roku kierowca. Kierunek Moskwa! Wygodny i bardzo przeze mnie lubiany Embraer 195. Siedzimy sobie gotowi do startu. Kierunek: Moskwa, Rosja – Sheremetyevo International Airport, Terminal F. Cieszymy się jak dzieci, bo na zewnątrz piękny słoneczny poranek, a w środku wspaniała atmosfera i… cała masa koszulek Air-Action! :) Co więcej, na wieży kontroli lotów na Okęciu siedzi również SPFL w osobie Meniosa. Brakuje tylko Kopeńka za sterami :) Tuż po starcie, osiągnięciu wysokości przelotowej i po standardowych komunikatach, z głośników słyszymy pozdrowienia dla fotografów lotniczych od kapitana, całej załogi i Kontroli Lotów Warszawa. Bardzo miły akcent! Przed lądowaniem w Moskwie lecimy pomiędzy wyjątkowo widowiskowo wypiętrzonymi chmurami! Ja takiego czegoś jeszcze nie widziałem. Jeszcze chwila i… już przedzieramy się „marszrutką” przez korki stolicy Rosji. Co za beznadziejny pomysł z tymi biletami w centrum! Tracimy bezpowrotnie kilka cennych godzin. Po odebraniu biletów w budynku przypominającym wartownię jakiegoś więzienia (?) obieramy kierunek – Żukowski. Gdy dojeżdżamy w okolicę lotniska, sugeruję kierowcy by spróbował dojechać bezpośrednio na nasze miejsce pod płotem. Jedziemy, a ja się rozglądam, czy przypadkiem ktoś nas nie zatrzyma. Nie widać policji – jest dobrze! Bardzo dobrze nawet :) Dojeżdżamy do samego końca! Wytaczamy się z samochodu prosto w wir piątkowych treningów. Spora dość grupa rosyjskich fotografów wita nas cichym pomrukiem „Paljaki”. Znamy się z tego miejsca z lat poprzednich. Zdarzało się nie raz rozmawiać o tym czy owym. Podobnie teraz, ledwie wysiadłem, a już plotkujemy o tym co już latało, o tym co będzie latać i w ogóle o wszystkim. Atmosfera jest super. Zawsze w takich chwilach wkurzam się jak pomyślę, ile nienawiści jest pompowanej w relacje polsko-rosyjskie przez niektóre osoby na wysokich politycznych stołkach. Tu, na dole, pośród zwykłych ludzi – jest wszystko w jak najlepszym porządku. Nie ma jednak czasu na plotki bo treningi trwają w najlepsze. Od wschodu nadciąga ugrupowanie rosyjskich śmigłowców z Mi-26 na czele. Zaraz po nich napiera nad teren pokazów potężna reprezentacja bazy w Lipecku składająca się z samolotów MiG-29, Su-27 i Su-34! Przelatują całą formacją, by następnie robić prezentacje poszczególnych typów. Na pierwszy rzut idzie para MiG-29. Tuż po nich, bezpośrednio nad naszymi głowami kręci akrobację Su-34, by po chwili zwolnić miejsce na niebie dla czterech Su-27, które prowadzą walkę powietrzną, a na jej koniec zasypują niebo setkami flar! Po Lipecku na niebie tańczą wspólny taniec dwie rosyjskie nowości, czyli T-50 i MiG-29M2. Niestety PAK FA robi tylko dwa przeloty, odchodząc po drugim na dopalaczu pionowo w górę. MiG-29M2 kręci się nad nami trochę dłużej i… ładniej. Już się cieszymy, że jednak postanowiliśmy odwiedzić dzisiejsze treningi. Nie wiedzieliśmy czy one w ogóle będą miały miejsce. Przyjechaliśmy i wpadliśmy w samo gęste! Wyjątkowy spektakl Po MiGu i pokazie akrobacji na Jak-130, na deski teatru Ramenskoye wchodzi wyjątkowa na skalę światową formacja. To monstrualny romb utworzony z dziewięciu potężnych dwusilnikowych maszyn MiG-29 oraz Su-27 połączonych formacji Striżich i Witjazi! Jest ciepłe popołudniowe światełko. Błękitne niebo gdzieniegdzie urozmaicają dość nisko wędrujące chmurki. Na tym pięknym tle rozpoczyna się wyjątkowy pokaz, któremu przygrywa odgłos osiemnastu silników pracujących na wysokich obrotach. Najpierw przelot tuż nad nami niczym przedstawienie się publiczności. Później beczka całą formacją. Następnie pętla. Samoloty lecą równiutko i precyzyjnie jak po sznurku. Na górze pętli formacja wpada na chwilę w chmurę, by wyjść z niej prosto na nas, ciągnąc za sobą piękne zawirowania. Wszystko wydaje się być tak zwiewne, tak delikatne! Manewry samolotów przypominają wyjątkowy taniec. Taniec prezentowany tylko dla nas! Wyjątkowy, bo nie tańczą dla nas przecież zwykli tancerze. Tańczą dla nas potężne, ciężkie, bojowe maszyny! Maszyny, za sterami których siedzą najlepsi z najlepszych, a ich pozorna łatwość latania w formacji jest efektem setek godzin treningów indywidualnych i zespołowych, niesamowitego wręcz wysiłku każdego pilota i pełnej koncentracji w czasie lotu. Oni, tam w górze, ocierają się przecież non stop o granicę życia i śmierci! Taniec jest też wyjątkowy z racji ogromnych kosztów. Jedno to cena pojedynczego samolotu, drugie to cena tych ton paliwa zużytych podczas lotu czy to treningowego czy pokazowego, trzecie to cena wyszkolenia pilotów. Gdy teraz pomnożyć to przez liczbę maszyn, można dostać niezłego zawrotu głowy. A jednak to robią! A jednak piloci na wszystkich pokazach lotniczych na świecie tańczą dla nas ten niebywały taniec! Na przekór wszystkim trudnościom! Mając świadomość tego co odbywa się nad moją głową, z każdym dreszczem pojawiającym się na moim ciele dochodzę do wniosku, że to jest właśnie to! To jest tak naprawdę główny cel mojego lotniczego świrowania na tylu imprezach lotniczych Europy czy nawet świata! Ten niebywale piękny acz niebezpieczny, fascynujący, trudny do odegrania i bardzo drogi spektakl! Spektakl niespotykany na taką skalę nigdzie indziej! Uwielbiam ten dreszcz podniecenia, ten huk, to jest to co kocham! Na zakończenie pokazu i niejako na potwierdzenie moich przemyśleń samoloty zasłały niebo setkami odpalanych flar. Takiego grande finale nie zobaczy się nawet w Teatrze Bolszoj! :) Pokazowe szaleństwo Jednak prawdziwe szaleństwo pokazów rozpętało się pod niebem miasta Żukowski dopiero w sobotę. Wszędzie, zarówno hen pod chmurami jak i na lotnisku czy na miejscówce pod płotem panują potężne tłumy. W górze lata prawie wszystko co było zaplanowane na stronie organizatora. Pokazy rozpoczynają się od zrzutu spadochroniarzy, jak to zwykle na pokazach bywa, z wypuszczonymi flagami. W Rosji jednak nie może być ot tak, normalnie. Tu owszem, spadochroniarze mają flagi ale… każda z nich po 30 metrów długości! Chwilę po spadochroniarzach w powietrzu już huczy od silników odrzutowych. Pojawia się bowiem formacja „100” oczywiście symbolizująca 100 rocznicę utworzenia Sił Powietrznych Rosji. Formacja bardzo wyjątkowa, gdyż poszczególne cyferki w liczbie „100” są utworzone przez różne typy maszyn. „1” tworzy pięć samolotów Su-27, pierwsze „0” – osiem Su-25, a drugie „0” – osiem MiG-29. Wygląda to rewelacyjnie! Co ciekawe, każda cyferka miała dodatkowo po dwa samoloty zapasowe, które kilka kilometrów przed lotniskiem opuściły formację, tak na wszelki wypadek, żeby broń boże nie było jakiejś wyrwy w cyferkach czyli plamy na honorze VVS Rosji! Świadczy to tylko o podejściu organizatorów do imprezy, na której po prostu wszystko musi wyjść monumentalnie i perfekcyjnie! Kolejnym dowodem na tę tezę jest lecąca po „100” formacja składająca się z dziewięciu samolotów Su-25, ciągnących za sobą trójkolorową wstęgę z dymów, które oczywiście odpowiadają kolorom rosyjskiej flagi. Dymy są bardzo intensywne i robią potężne wrażenie. Przy bliższym podejrzeniu samolotów okazuje się, że każdy Su-25 ma zainstalowanych co najmniej po 6 dysz smugaczy! To dopiero zabezpieczenie! Po przelotach „100” i „Flagi” na niebie zaczyna się pokazowy kołowrót, który trwa w obydwa dni pokazów do samego wieczora. A to odbywają się solowe czy grupowe przeloty poszczególnych typów, a to dynamiczne pokazy solistów, a to symulacje walk powietrznych czy w końcu kolejne tańce zespołów akrobacyjnych. Podczas tej imprezy tak naprawdę wszystko jest interesujące. Nawet zwykłe przeloty! Interesujące, bo udział w nich biorą maszyny nie występujące na żadnych innych pokazach lotniczych na świecie. Znamy już choćby z MAKS formację „Śmigłowce Rosji”. Znamy też z treningowego piątku formację reprezentującą bazę w Lipecku. Po nich przechodzą nad nami prawdziwe smaczki. Najpierw Su-25 czy Su-34, które też już mieliśmy okazję oglądać, lecz nie w takich ilościach w jednym czasie. Następnie przelatują formacje składające się z samolotów, na które czekam z największą niecierpliwością! MiG-31BM – samolot, w którym zawsze będę widzieć MiG-25, czyli maszynę uwielbianą od wczesnego dzieciństwa jako tę, która poleci z prędkością 3,6Ma i dokopie (wg komunistycznej propagandy) słynnemu SR-71 :) Su-24 – samoloty, które z niemałym podnieceniem podziwiałem przez lornetkę, zakopany w stogu siana przy radzieckim lotnisku w Szprotawie. Nigdy nie zapomnę jakie było moje zdziwienie, gdy te „MiG-23” na żywo okazały się takie potężne i w dodatku dwusilnikowe :) Tu-22M3 – potężne i majestatyczne – marzę o tym, by wybrać się do Rosji i przyfocić je przy pasie podczas startu. Tu-160 – jeszcze większe i jeszcze groźniejsze. Robią na mnie niesamowite wrażenie lecąc tuż nad głową! Obym nigdy nie musiał ich oglądać nad Warszawą! Tu-95 – znane z setek zdjęć z „przechwyceń” nie tylko nad Bałtykiem. Duże samoloty transportowe interesują mnie już zdecydowanie mniej, chociaż Rusłan nad głową zawsze wzbudza respekt! Ciekawie prezentuje się też klucz składający się z trzech Ił-76. Osobiście podoba mi się sylwetka A-50 lecącego tuż za swoimi „braćmi” – ten radar ładnie dopełnia obrys sylwetki. O wiele ładniej niż garb na Ił-80 :) Wszystkich też bardzo interesuje Tu-134 w wersji UBL – podobno super narzędzie do szkolenia pilotów bombowców. Nie mniej od przelotów zachwycają nas pokazy solistów. Lata sporo starych i bardzo dobrych znajomych. Mnie osobiście najbardziej zachwycają oczywiście Su-35, Su-34 i MiG-29M2. Trochę żałuję, że Rosjanie nie zdecydowali się na solowy pokaz T-50. Jak zwykle wyjątkowo dynamicznie i pięknie prezentuje się francuski Rafale! Ładnie lata MiG-15 oraz Ka-52. Swoją pokazową rolę odgrywają również samoloty historyczne reprezentujące zarówno wschodni jak i zachodni front II Wojny Światowej. Największą ciekawostką pokazów solo jest chyba jednak Myasischev M-55, czyli słynna „Geofizyka”. Samolot niezwykły i podobno wyjątkowo rzadko prezentowany na jakichkolwiek pokazach. Symulacje walk powietrznych są tak naprawdę dwie. Najpierw w układzie dwa na dwa dzielnie walczą ze sobą samoloty MiG-29 a następnie Su-27. Pięknie to wygląda zwłaszcza z perspektywy drogi pod płotem, gdyż samoloty wychodzą z manewrów tuż nad naszymi głowami! Bogactwo pokazów podkreślają zespoły akrobacyjne. Szybko licząc jest tu dziesięć formacji! Wszystkie znane i lubiane. Miło jest pobawić się w poszukiwanie ciekawych kadrów, gdy zespoły dosłownie wymiatają nas tu za płotem. Każda z formacji pokazuje dokładnie to co potrafi najlepiej. Wszyscy prezentują wysoki program, jednak warunki fotograficzne nie są niestety najlepsze z racji bardzo płaskiego i niefajnego światełka. Dla nas najważniejszym akcentem jest oczywiście pokaz Biało-Czerwonych Iskier. Mimo że TS-11 nie należy do najnowszych ani najzwrotniejszych samolotów w pokazowej stawce, mimo też, że nasi latają stosunkowo wysoko (jak się później dowiedziałem, dostali bardzo wysokie minima), to pokaz Polaków bardzo się podoba nie tylko nam. Rozmawiam z kilkoma fotografami rosyjskimi. Dla wszystkich BCI są wielką i rzadko spotykaną ciekawostką, co sprawia, że nikt tego pokazu nie odpuszcza. Ciekawe czy za pokazem Polaków pójdzie przylot Rosjan do Radomia w 2013 roku? Wizyta na lotnisku Pokazowa niedziela jest dniem, w którym na miasteczko Żukowski najechały naprawdę potężne tłumy. Jest to bowiem jedyny dzień pokazów, w którym zwykli ludzie mogą wejść na lotnisko. Nie mogę sobie odpuścić zobaczenia tego zjawiska z bliska. Postanawiam zatem niedzielny poranek rozpocząć od wizyty na lotnisku, by przyfocić statykę i poczuć tę wyjątkową atmosferę, i jeszcze przed pokazami w locie przetransportować się za płot na naszą miejscówkę. Podobny plan ma jeszcze kilku z nas. Zdecydowana większość woli jednak od razu pojechać za płot. Jedziemy zatem na stację kolejową Otdych, skąd tradycyjnie autobusy wożą naród na lotnisko. Standardowo przechodzimy kilka kontroli by wreszcie wylądować na miejscu! Na lotnisku tego dnia panuje większy tłum niż w jakikolwiek dzień podczas poprzednich edycji MAKS, na których udało nam się być. Mimo to uwielbiam to miejsce za zawsze bogatą wystawę statyczną oraz zawsze wyjątkową atmosferę, jaką roztaczają wokół sami ludzie. Ludzie, którzy na pokazy przychodzą naprawdę jak na wielką, państwową, wspólną zabawę, a krzyczenie czy machanie narodową flagą, choćby wyciągniętą z torebki nie jest dla nikogo obciachem. Wystawa statyczna jest podobna do tych z MAKS, zawsze jednak da się znaleźć na niej jakieś ciekawe kadry. Uwielbiam statykę :) W chwili gdy kończymy ogałacać całą wystawę z kadrów, nadchodzi czas powrotu za płot. Nie podoba mi się to. Proponuję kolegom, byśmy może jednak zostali na lotnisku? No uwielbiam tu być! Koledzy przystają na moją propozycję i wbijamy się w największy tłum pokazowy. Pokazy zaczynają się podobnie jak w dniu wczorajszym. Spadochroniarze, „100”, „Flaga”. Nad naszymi głowami pojawiają się pierwsze występy solo. Niestety to nie jest to :( Wszystko odbywa się bardzo daleko i bardzo brzydko w samym słońcu. Patrzymy na siebie wymownie i bez słowa zaczynamy szukać luki w programie, podczas której dałoby się przetransportować na drugą stronę lotniska z jak najmniejszym uszczerbkiem. Ewakuacja okazuje się być dość skomplikowaną i niestety czasochłonną. Moja zła decyzja kosztuje nas kilka fajnych pokazów. Nie oglądamy między innymi latającego na Mi-28 zespołu Berkut. Na osłodę, podczas jazdy marszrutką i przecinania osi pasa, akurat bezpośrednio nad nami przelatują trzy Tu-160! Wrażenie niesamowite! Dojeżdżamy w końcu na nasze miejsce za płotem, a tam… Totalna masakra! Masakra pod płotem Żałuję, że policja nie zrobiła tego czego jeszcze przed imprezą obawiałem się, że zrobi. Bałem się bowiem, że policja zamknie wejście lub przynajmniej wjazd pod płot. Nie zrobiła tego. A mogła! Przynajmniej zakaz wjazdu samochodów. Niestety i wejść i wjechać mogą wszyscy! Skutkuje to tym, że pod płotem, zwłaszcza na naszej ulubionej miejscówce, są tłumy ludzi i niestety tyleż samo samochodów. Samoloty latają nad głowami, ale nie ma za bardzo jak fotografować, gdyż wszystkie lepsze miejsca są wprost obwieszone ludźmi, a na samej drodze panuje spory ruch samochodów, przez co nie da się na niej stać. Próbuję ustawić się jakoś, gdzieś, choć kątem, ale to nie jest to. Nie w mojej też naturze leży branie udziału w przepychankach i walce o miejsca, więc… ostatecznie odkładam aparat i patrzę sobie na wszystko co się dzieje zarówno obok mnie jak i nade mną. Dochodzę przy okazji do kolejnego ważnego dla mnie przemyślenia. Uzmysławiam sobie, że tak naprawdę nie interesuje mnie robienie zdjęć, jeżeli nie towarzyszy temu dobra zabawa. Gdybym tutaj, tego dnia zrobił nawet jakieś dobre zdjęcia, to i tak miałyby one słaby albo wręcz negatywny ładunek emocjonalny. Kojarzyłyby mi się choćby z tymi przepychankami o jak najlepsze miejsce do focenia. Dla mnie największą wartość mają te zdjęcia, przy oglądaniu których przed oczyma stają mi ciekawe, wesołe historie, w efekcie których te zdjęcia powstały. Uzmysławiam sobie, że stąd chyba właśnie bierze się moja niechęć do fotograficznych polowań solo oraz ciągota do jeżdżenia zawsze i wszędzie w gronie przyjaciół, w towarzystwie których dobra zabawa wygrywa z ciśnieniem na zrobienie jak najlepszego zdjęcia. Co ciekawe, zawsze tam gdzie była dobra zabawa – powstawały moje najlepsze zdjęcia! Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Nie tylko ja jestem załamany panującą pod płotem atmosferą. Razem z Wilkiem opuszczamy towarzystwo i idziemy sobie na spacer powspominać miejsca, w których fotografowaliśmy podczas MAKS 2009. Zupełnie przy okazji znajdujemy nową, pięknie położoną tuż przy cerkwi miejscówkę, która… coś mi mówi, że będzie naszą ulubioną foto-bazą już… za rok! Czas na nowy aparat? Wracając z pokazów i przeglądając jeszcze na aparacie zdjęcia dochodzę do kolejnego przemyślenia, które najprawdopodobniej zrewolucjonizuje moje poglądy na fotografię lotniczą. Specjalnie bowiem na tę imprezę pożyczyłem aparat D800, który w porównaniu z moim starym D300 czy innymi aparatami formatu DX jest wolny jak cholera ale… No właśnie! Ma potężną, 36 mln pikseli matrycę! Zawsze uważałem, że najważniejsza nie jest wielkość matrycy, ale szybkostrzelność sprzętu. Teraz, oglądając zdjęcia zrobione przez D800 i widząc ich jakość oraz wielkość, chyba jednak zmienię zdanie. Każde dobrze zrobione, ostre zdjęcie można powiększać, powiększać i… powiększać aż do przysłowiowych nitów na samolocie, a po wykadrowaniu ma ono nadal sensowne rozmiary! Czyżby czas na zmiany sprzętowe w mojej fotograficznej szafce? Żegnaj Moskwo. Do zobaczenia za rok! :) Sławek hesja Krajniewski

SMOKE ON… NOW! (Polska, EPDE)

Na specjalne zaproszenie zespołu akrobacyjnego Biało-Czerwone Iskry (BCI), ekipa SPFL odwiedziła dęblińską Szkołę Orląt. To wyjątkowa wizyta, gdyż nasze zdjęcia mają zostać wykorzystane w tegorocznych materiałach promocyjnych zespołu. W planie było fotografowanie podczas dwóch treningów oraz portretowa sesja zdjęciowa członków zespołu. Pogoda sprzyjała, humory dopisywały, siłą 12 osób wczesnym popołudniem stawiliśmy się na lotnisku w Dęblinie Pierwszy trening miał się odbyć dopiero ok. 14.30, więc dla rozgrzewki fotografowaliśmy podchorążych szkolących się na szarych szkoleniowych Iskrach. Następnie przyszedł czas na pierwszą odprawę z zespołem BCI. Postanowiliśmy zacząć od portretów. Ustaliliśmy wszystkie szczegóły, poznaliśmy oczekiwania zespołu i ruszyliśmy na stojankę. Koordynatorem sesji portretowej została Holka, mająca największe doświadczenie w tego typu fotografii. Bardzo sprawnie wprowadziła porządek i kontrolę nad przebiegiem sesji. Panowie z zespołu współpracowali niemalże jak zawodowi modele. Sesja przebiegła w atmosferze dobrej zabawy i luzu, co pozytywnie wpłynęło na materiał zdjęciowy. Po sesji portretowej piloci udali się do swoich maszyn, a my podzieliliśmy się na dwie grupy i zajęliśmy dogodne miejsca w dwóch strategicznych punktach przy pasie startowym. Grupa nr 1 w połowie pasa, na wysokości punktu oderwania, grupa nr 2 na końcu w osi pasa. Pozostało oczekiwać na kołowanie i start. Nie musieliśmy długo czekać. Wkrótce na pas wjechali bohaterowie tego dnia i wzbili się w powietrze w kłębach biało-czerwonego dymu. Czerwony dym był na tyle intensywny, że niektórzy stojący blisko pasa mieli darmowe farbowanie włosów, skarpetek i twarzy :) Pierwszy trening odbył się na wysokim poziomie, niestety pogoda troszeczkę spłatała figla opuszczając podstawę szarych chmur. Mimo to zrobiliśmy wiele udanych zdjęć. Natomiast najlepsze było jeszcze przed nami. Po zakończonym treningu wróciliśmy do domku pilota na drugą odprawę z zespołem BCI. Przedyskutowaliśmy obserwacje z pierwszego treningu i bardziej szczegółowo omówiliśmy fotografowanie drugiego. Tutaj ogromne podziękowanie dla pilotów za otwartość na nasze pomysły i sugestie. Dzięki temu udało nam się wspólnie zrobić wspaniałą sesję zdjęciową na drodze kołowania oraz na końcu pasa po zakończonym treningu. Panowie doskonale wczuli się w rolę i robili wszystko by ustawić samoloty do jak najbardziej atrakcyjnych ujęć. Po odprawie ponownie udaliśmy się na lotnisko, grupy zamieniły się miejscami przy pasie. Pogoda się poprawiła, wyszło słońce podświetlając ładnie chmury na niebie. Na drodze kołowania zespołu odbyła się wspomniana wyżej sesja zdjęciowa, a zaraz po niej BCI wystartowały na drugi trening. To było to! Dobre warunki pogodowe, duże zaangażowanie pilotów i fotografów. Robiliśmy wszystko by ujęcia były jak najlepsze. I chyba się udało :) Po zakończonym treningu numer dwa spotkaliśmy się ponownie w domku pilota. Humory dopisywały, wszyscy mieliśmy poczucie dobrze wykorzystanego czasu. Było wiele sposobności by porozmawiać z pilotami o ich pracy, treningach i specyficznym stylu życia pilota zespołu akrobacyjnego. Na zakończenie tego dnia zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia z członkami zespołu i pełni entuzjazmu oraz pozytywnej energii rozjechaliśmy się do domów. Za chwilę szczytowy okres sezonu pokazów lotniczych. Na polskim i europejskim niebie nie raz zaprezentują się Biało-Czerwone Iskry. Jeżeli będziecie mieli możliwość, skorzystajcie z okazji i obejrzyjcie ich występ na żywo. Ci ludzie tworzą wspaniały, oryginalny pokaz kunsztu polskiej szkoły pilotażu, który warto zobaczyć! PS. Przy okazji chcieliśmy również podziękować opiekującym się nami podczas pobytu podchorążym dęblińskiej Szkoły Orląt. Za chęć pomocy, otwartość na nasze pomysły i ciekawe rozmowy! Marcin "kwiecin" Kwieciński

FARNBOROUGH 2012 (Wielka Brytania, EGLF)

Farnborough International Airshow to impreza, która połączona jest z targami lotniczymi odbywającymi się cyklicznie co dwa lata. W tym roku wypadła w dniach 9-15 lipca, z czego od 14 do 15 lipca impreza była dostępna dla publiczności. Mój pobyt na „wyspie” łączył wizytę u rodziny mieszkającej tam od kilku ładnych lat, z mega (A380) atrakcjami, jakie zapowiadał FIA, pomimo nieobecności najbardziej oczekiwanych gości – Russian Knights. Cała zabawa rozpoczęła się w – jeszcze pogodny – sobotni poranek. Aby uniknąć „traffic jam’ów”, jako środek transportu wybraliśmy brytyjską kolej. Jedna przesiadka i już po 40 minutach byliśmy na miejscu. I tu pierwsze miłe zaskoczenie. Przy wyjściu z dworca w Farnborough czekały już podstawione autobusy, które po 5 minutach odjeżdżały nie wykazując oznak przepełnienia. Odstanie swojego jednak nas nie minęło. Po przyjeździe na lotnisko (około godziny 10:00) ustawiliśmy się w dość już pokaźnych kolejkach do wejścia. Jak się okazało, każdy chętny do wejścia został dokładnie sprawdzony, a każdy plecak przypisany do owego chętnego – prześwietlony. W końcu moja kolej! I ups… po przyłożeniu czytnika do akredytacji prasowej, nie usłyszałem „bip ‘’ tylko „buu”. Druga próba – to samo. Moi kompani wchodzili bez akredytacji więc ich odprawa odbyła się szybko i sprawnie. Ja zostałem skierowany do punktu obsługi. Po 30 minutach oczekiwania, Pan zza komputera skanuje, klika, wklepuje i mówi „It is OK now”. Więc jednak mogę wejść :) Jest 11:00. Pokazy w locie mają się zacząć około godziny 12:30, ruszamy więc zwiedzać teren. Łapię kilka ujęć maszyn na statyce, między innymi F-15, Osprey, F-16, F-18, Airbus A380, który również miał zaprezentować się w locie. No i zaczyna padać, z małymi przerwami, do późnego popołudnia http://www.youtube.com/watch?v=jMrl0fzj4_k. Po „wypstrykaniu” się na statyce i mając jeszcze kilka minut do rozpoczęcia pokazów, postanowiliśmy zasmakować angielskiego piwka :) Opakowanie w jakim otrzymaliśmy to piwko było dość nietypowe. Nie była to ani szklana butelka, ani puszka, ani kufel ani nawet plastikowy kubeczek. Była to zwykła zakręcana plastikowa butelka. Bezpieczeństwo najważniejsze, ale piwo nie smakowało najlepiej :) Mimo to duży plus dla organizatora za pomysł i zabezpieczenie browarka przed deszczem. Pewnie nie chcieli, żebyśmy nałapali za dużo angielskiej deszczówki do ewentualnego kufla po piwie. 12:40 – zaczynają się pokazy w locie. Rozpoczyna mały, dwusilnikowy Philips st.2 SpeedTwin, który wystartował w strugach deszczu. Lecz to nie on przykuwa uwagę publiczności. Ze swojej stojanki zaczął bowiem wykołowywać Airbus A380. WOW! Gdy tylko SpeedTwin wylądował, „grubas” ustawił się na początku pasa startowego. Warunki pogodowe były idealne: deszcz przestał padać, pas startowy był bardzo mokry, co gwarantowało ciekawe efekty. Gdy silniki zaczęły pracować pełną mocą, wielkie tumany wody zawirowały wokół kadłuba. Po oderwaniu od pasa ostre wznoszenie i piękne położenie na prawe skrzydło. To naprawdę zrobiło wrażenie na całej zgromadzonej publice, dało się słyszeć wyrazy uznania i podziwu. Po kilku przelotach, czasem w niskiej podstawie chmur, Airbus zaczął podchodzić do lądowania. Tuż przed przyziemieniem, pełna moc i jeszcze jeden przelot. Warunki do fotografowania miałem idealne. Akredytacja prasowa pozwoliła mi na wejście do strefy mediów. Mogłem ustawić się przy samej barierce i korzystać z pełnego pola manewru. Kolejną atrakcją był występ brytyjskiej grupy akrobacyjnej The Blades latającej na czterech samolotach Extra 300. Pokaz był niestety okrojony ze względu na niską podstawę chmur. Po The Blades do swojego pokazu przystąpiły Breitling WingWalkers. Cztery dwupłatowce z kobietami przypiętymi do górnych płatów. Podczas ich pokazu znowu deszczyk, tym większy więc szacunek dla tych Pań. W trakcie przelotów i mijanek mieliśmy okazję oglądać różnorakie figury na płacie, łącznie ze staniem na rękach :) Zespół prezentuje się też w locie odwróconym, my niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć tej figury. Na zakończenie Panie zeszły ze skrzydła do kabiny samolotu. Następni w kolejce – Breitling Jet Team, czyli największa cywilna grupa akrobacyjna latająca na samolotach odrzutowych. Oni również ze względu na pogodę nie pokazali wszystkiego na co ich stać. W czasie ich pokazu na horyzoncie można było dostrzec dużą sylwetkę krążącego samolotu, który powoli zbliżał się w stronę lotniska. Nie trzeba było dużo czasu, by zorientować się, że jest to Avro Lancaster w towarzystwie Spitfire’a. Ta symboliczna formacja, która w czasie II Wojny Światowej wykonała setki wspólnych misji bojowych, zaprezentowała się zarówno we wspólnych przelotach, jak i indywidualnie. Spitfire’y stanowiły osłonę dla Lancasterów przed wrogimi myśliwcami. Piękny dźwięk silników Lancastera to istna uczta dla uszu. Po zakończonym pokazie zarówno Spitfire jak i Lancaster wylądowały na lotnisku. Zaraz po gwiazdach II Wojny Światowej, zaprezentował się jeden z najnowocześniejszych współczesnych myśliwców – Eurofighter Typhoon. Bardzo liczyłem na ten występ, gdyż przy panujących warunkach atmosferycznych oderwania powietrza powinny być bardzo ciekawe. Efektowny start na dopalaczu i ogromny huk sprawiły, że stanęliśmy jak wryci. Ciasne wiraże potwierdziły, że moje oczekiwania co do efektów były całkowicie zasadne. Po występie „Jurka” wystartował kolejny „palnik” – KAI T-50 – jeden z najnowocześniejszych samolotów szkolno-bojowych produkcji południowokoreańskiej. Zaraz po nim legendarny śmigłowiec szturmowy AH-64 Apache, następca równie słynnego AH-1 Cobra. Apache zaprezentował kilka manewrów bojowych m.in. „nawrót do celu”, „pozorowany atak celu naziemnego”. W końcu na swoją kolej doczekali się Red Arrows – sztandarowy brytyjski zespół akrobacyjny latający na samolotach BAE Hawk. Zespół wykonał kilka przelotów dla uczczenia pamięci tragicznie zmarłych kolegów z teamu. Aura znowu nie sprzyjała wykonaniu programu wysokiego, jednak Red Arrows jak zwykle z klasą i gracją wykonali wszystkie rozejścia i efektowne mijanki. Po ich występie nastąpiła krótka 20-minutowa przerwa, podczas której można było wymienić się wrażeniami i wrzucić coś na ząb :) Emocje miały być jeszcze większe, gdyż do swojego pokazu przygotowywał się Boeing F/A-18 Super Hornet – punkt programu gorąco zachwalany przez prowadzącego. To mój pierwszy raz z Super Hornetem :) Muszę przyznać, że była MOC. Start oczywiście na pełnym dopalaniu. Po oderwaniu od pasa, ziemia drżała od potężnego huku. Mogłem całkowicie skupić się na obserwowaniu pokazu, odłożyłem aparat, ponieważ zrobiło się szaro i ciemno. Występ zakończył się High Speed Pass’em. Później miały się zaprezentować jeszcze dwie maszyny – Bell-Boeing V-22 Osprey (rybołów) i Avro 698 Vulcan. Osprey to maszyna mająca cechy zarówno śmigłowca jak i klasycznego samolotu. Posiada dwa potężne wirniki o średnicy 12 metrów, które pozwalają na pionowe starty i lądowania. Mogliśmy podziwiać maszynę w starcie zarówno pionowym jak i z rozbiegiem. Na zakończenie pierwszego dnia wystąpił Avro 698 Vulcan – czterosilnikowy brytyjski poddźwiękowy bombowiec strategiczny, maszyna o bardzo ciekawej konstrukcji, dużej powierzchni skrzydeł i oryginalnym wyglądzie. Prowadzący pokazy wspominał, że najprawdopodobniej jest to ostatni sezon, w którym można zobaczyć Vulcan’a w locie. Warto. I tak oto program pierwszego dnia dobiegł końca. Zapakowałem sprzęt i udaliśmy się na dworzec kolejowy, spodziewając się dużego tłoku i ogromnych korków. Nic z tych rzeczy. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Obsługa pokazów kierowała widzów do odpowiednich wyjść. Tam czekały już podstawione autobusy, odjeżdżające w określonym kierunku. Po 30 minutach od opuszczenia terenu lotniska siedzieliśmy w pociągu. Naprawdę wielki plus i uznanie dla organizatorów. Podsumowując dzień pierwszy: sporo działo się w powietrzu, bez większych przerw w pokazach, strefa dla prasy super wygodna z leżakami i mnóstwem miejsca. Narzekać można było jedynie na pogodę, ale skoro jesteśmy w Anglii, to pogoda brytyjska musi być. Zabrakło też Tornado Role Demo. Drugiego dnia pogoda zapowiadała się o wiele lepiej. Jako środek transportu wybraliśmy samochód, ponieważ tym razem nie jechaliśmy na teren lotniska, tylko na otaczające je pagórki. Miejsce naprawdę odlotowe, pięknie widać cały pas, prawie jak na Balicach :) Łatwy dojazd, miejsca na tyle dużo, że i piknik można zrobić. Spotkaliśmy całe rodziny z dziećmi, grillami, rowerami i piłkami. Chwilami miałem wrażenie, że jest tam więcej ludzi niż pierwszego dnia na terenie lotniska. Program pokazów był praktycznie identyczny jak pierwszego dnia, jedynie małe roszady nastąpiły w kolejności występów. Tego dnia mogliśmy podziwiać dwa Tornada w pozorowanym ataku na cele naziemne, z towarzyszącymi efektownymi wybuchami pirotechnicznymi na terenie lotniska. Podstawa chmur była na tyle wysoka, że grupy akrobacyjne mogły wykonać pełny pokaz. „Grubas” zachwycił publikę swoimi gabarytami i ciasnymi zakrętami. „Palniki” narobiły huku tak jak pierwszego dnia. Impreza doskonale zorganizowana, wypełniony program, interesujące warunki atmosferyczne, doskonałe towarzystwo, udane zdjęcia. Jak najbardziej polecam tę imprezę. Waldemar „Valdi” Piela
Back to Top