Heh, no sobotnia próba wydostania się z lotniska i dotarcia na dworzec była totalną masakrą. Zaczęło padać tak od 16, więc część publiczności zaczęła się zwijać z lotniska... Ale ok 17 tak lunęło, że chyba wszyscy ruszyli do wyjścia do autobusów... To co się działo przy bramkach, to brak słów. Ochrona przepuszczała po kilka osób, więc ludzie przewracali płoty, żeby szybciej dotrzeć do placu, z którego teoretycznie miały odjeżdżać autobusy... Teoretycznie - bo nie było tam ani jednego (jak się później okazało stały w korku zaczynającym się od ronda przy wjeździe na lotnisko aż do samego dworca). Dziki tłum, totalna dezorientacja i nikogo, kto potrafiłby udzielić jakiejkowiek informacji. Więc większość towarzystwa ruszyła na piechotę. Dwie godziny w lejącym deszczu po kostki w wodzie pomiędzy stojącymi w korku autobusami i samochodami (przez te dwie godziny minęłam chyba z 30 autobusów, które stały). Na dworcu też masakra, ale pociągi kursowały co 10 minut, więc w sumie wsiadłam do pierwszego który nadjechał. W niedzielę już pełen luzik - ale po sobotnich doświadczeniach wybrałam opcję płot
Na szczęście ubranko przeciwdeszczowe zdało egzamin - jedynie w butach chlupało